
Juliusz Słowacki „Oda do wolności „
Juliusz Słowacki „Oda do wolności ” może warto przeczytać przed rocznicą rozpoczęcia drugiej wojny światowej.
Śmiercią z należnym władcom wypłaci się danin?
O nie! na głos Waszingtona
Zmartwychwstał Amerykanin
I zaprzysiężoną święcie
Wolność okrył wieńcem sławy.
A drzewo śmierci było masztem na okręcie
I zgon niosło na ludy saksońskie – i nawy.
VI
Więc słońce już w wolności krajach nie zachodzi?
Wolności skrzydła całą osłoniły ziemię.
Godnym jest oczu Boga wolnych ludzie plemię,
On bohaterów nagrodzi.
VII
Jakiż to dzwon grobowy
Z wiejskiego zabrzmiał kościoła?
Idzie tłum pogrzebowy –
Schylone do ziemi czoła;
Trumna – za trumną dzieci,
Smutna przyjaciół drużyna
Bladą gromnicą świeci,
Ciche modły powtarza.
Weszli we wrota cmentarza,
Pod trumną ramię syna.
Czarną dręczeni rozpaczą,
Czarną okryci żałobą…
Czemuż płaczą nad sobą?
Bogatą wezmą spuściznę.
Dlaczegoż nad nim płaczą?
W grobie zapomni troski…
Bracia! – on umarł – on był ostatnim z tej wioski,
Co widział wolna ojczyznę.
Synowie jeszcze po nim nie zdjęli żałoby,
Już na wolnej żyją ziemi.
Idźmy więc nad ojców groby,
Wołajmy, bracia, nad niemi –
Może usłyszą w mogile?…
VIII
Widziałem, jak młodzieniec w samej wieku sile,
Strawiony własnym ogniem – przeklął ogień duszy.
Wołał – „Czemuż Bóg więzów moich nie
rozkruszy?…”
Lecz wszędy cichość grobowa;
A więc sam odpowiadał: – „Jestem panem życia!” –
Okropne rozpaczy słowa!
Z umysłowych władz rozbicia
Została ta myśl straszliwa.
I bladość śmierci lice wyniosłe okrywa.
Ta jedna myśl tysiączne urodziła myśli;
Straszna cierpienia potęga,
Umysł je rozwija – kryśli,
Z niedowiarstwa marą sprzęga…
O niedowiarstwo! Ty piekieł pochodnią
Niszczysz mgłę marzeń i blask urojenia złoty.
Gdzież cnota?… nie ma cnoty!…
I zbrodnia nie jest zbrodnią.
Na niepewnej ważysz szali
Wzniosłe uczucia w człowieku…
Już wszyscy tak myśleli – i wszyscy wołali,
Jest to chorobą czasu! – jest to duchem wieku!
Ta ciemność była tylko przepowiednią słońca.
IX
Wolności widzim anioła,
Wolności powstał obrońca.
Podnieśmy wybladłe czoła!
Dalej do steru okrętu!
Dalej! na morskie głębinie!
Rzućmy się w odmęt – z odmętu
Może niejeden wypłynie!
Podobni do nurków tłumu,
Co do morskiej toną fali,
Wśród wirów kręceni szumu,
Już ich fala w głąb porywa;
Ale niejeden wypływa,
Bliski brzegu lub daleki,
Ten niesie gałąź korali,
Ów w Amfitryt trąbę dzwoni.
Lecz niejeden zniknie w toni,
W morzu zostanie na wieki.